• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Harley

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Maj 2014
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Lipiec 2013
  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008

Archiwum kwiecień 2009


Niesforna część ciala

 

Mężczyzna z Warszawy zacytował mi dowcip, jaki usłyszał w TV – dlaczego kobiety udają orgazm? Bo myślą, że kogoś to obchodzi.

Odpowiedziałam, że współczuję tym, co muszą udawać. Ale w sumie wisi mi to, bo przecież nie chcę żeby uszczęśliwiał te nieszczęśliwe ;)

Ja to nawet powstrzymuję się od używania tego określenia użytego w dowcipie, bo ono takie ubogie w porównaniu z rzeczywistością, jakiej doświadczam za jego sprawą. Ale co się będę rozpływać w zachwytach, wyjdzie z tego różowy puszek w wianuszku stokrotek, obficie obsypany cukrem pudrem. Może zemdlić ;)

 

Moja miniona niedziela to był full wypas albo - mocniej mówiąc - wyjabana w kosmos :)) W sobotę, prawie cały dzień, chłopaki dłubali przy sprzętach przed domem – Mężczyzna z Warszawy budował sobie olejarkę, która w czasie jazdy ma mu automatycznie smarować łańcuch, dwóch kumpli  wymieniało olej w swoich maszynach, potem jeden z jeszcze innym z naszego gangu (chwilowo niepełnoprawny, bo prawko zdał, ale dopiero przymierza się do kupna motocykla) pojechał do Katowic na lotnisko odebrać swoją byłą, co obecnie mieszka i pracuje za kanałem.

 

Ja w tym czasie co i rusz musiałam coś posprzątać, poukładać w chałupie, bo chłopaki, jak to chłopaki, okropnie bałaganią, gotowałam obiad, który zjedliśmy na kolację, ale też posiedziałam z nimi trochę na słońcu, przyglądając się ja sobie śmodrają ręce różnymi smarami. Pod wieczór Mężczyzna z Warszawy z tym, co nie wybrał się do Katowic pojechali na godzinkę pokręcić się wokół miasta. A w niedzielę...

Znów w tej samej parze mieli sobie pośmigać, lecz już dalej. Miała to być wycieczka całodniowa. Siedziałam cicho, bo przecież nie będę marudziła, że mnie zostawiają. W końcu kaleka jestem, no i byłby to dla Mężczyzny z Warszawy pierwszy dłuższy wypad bez celu w tym sezonie. A rzeczą ogólnie wiadomą jest, że motocyklem najprzyjemniej jeździ się w pojedynkę...

 

No, ale padła propozycja, że może dam radę z tym gipsem ;) Upewniałam się ze trzy razy, czy faktycznie chce. Chciał i to na tyle bardzo, że - wspólnymi siłami całej bandy - skonstruowali mi odpowiedni bucik na gipsie - pod piętę podłożyli nóżkę od szafki kuchennej (taką zapasową), przywiązali mocno bandażem, na to założyłam but - motocyklowy ochraniacz przeciwdeszczowy. Skóry bym nie przecisnęła przez gips, to założyłam zwykłe bojówki (pod spód, na lewą nogę pończoszkę, na prawą wełniany getr, żeby nie wiało zbytnio), ochraniacze na kolana i w drogę! Niby nie daleko od domu, zatoczyliśmy duże koło z omijaniem miasteczek, bocznymi drogami, z dwoma przystankami nad jeziorem i rzeką, ale zrobiliśmy przeszło 300 km.

 

Na koniec zajechaliśmy do domu z ogrodem, który kupił niegdyś kumpel z tą swoją byłą, ale jakieś 3 miesiące po tym zakupie tak im się skiepściło, że się rozstali (w zgodzie). Była wyjechała do lepszego kraju, kumpel jeszcze tam długo mieszkał, aż w grudniu wynajął mieszkanie, a dom byłej stoi pusty. Ogród jednak, nawet bez opieki, nie traci na atrakcyjności i w taki ciepły wieczór przyjaźnie przyjął nas wszystkich na ognisko i kiełbaski (pierwsze nasze bez piwa!, bo chłopaki na sprzętach ;)). Siedząc przy ogniu, z jedną nogą obutą w gips, drugą w glanie, uświadomiłam sobie, że nie czuję różnicy. Może, zatem, po mieszkaniu chodzić w glanie?

W domu byliśmy po 23-ciej.

 

W poniedziałek rano Mężczyzna z Warszawy pojechał do stolca.

Jak przypuszczałam, za tydzień go nie będzie u mnie. Ale poinformował mnie o tym bardzo dyplomatycznie. Leżeliśmy na kanapie, w trójce zaczęły się wiadomości o północy, podali datę, że zaczął się poniedziałek, 27-my kwietnia. Zaczął wyliczać kiedy jest pierwszy maja - W piątek, tak? Pojadę sam, co...?

No, przecież nie powiem, nie, bo potrzebuję pomocy w zakupach, i jakichś innych pierdołach. Odpowiedziałam - Wiem.. Wiem...

"Ale na Bajzel jestem!" - dodał zadowolony, że nie robię scen.

29 kwietnia 2009   Komentarze (1)
aas  

Zosia-Samosia

 

Miał być w piątek – zatrzymały go rzekomo zaległości w robocie. Skończył około 20-tej i rozbrajająco stwierdził – no i się ściemniło – i wyszedł się przejść. Ma być dziś. Ot, młodość. Wiem, że z kurami nie wstaje, a zamierzał przed wyjazdem jeszcze kupić jakąś uszczelkę do sprzętu i może nawet ją wymieniać, a apteka czynna do 15-tej. Są różne inne, całodobowe, ale tylko w tej lek przeciwzakrzepowy na miesięczną kurację dostanę bezpłatnie, w innych to 210 PLN. Głupotą byłoby nie wybrać się w tę wyprawę dookoła świata, czyli trzy przecznice dalej, w końcu dostałam wędkę – wypaśne kule. Może powinnam powiedzieć, żeby przyjechał wcześniej, bo chcę rybę… Może.

Dla mężczyzny sednem bycia z kobietą jest opiekowanie się nią – tak mi przynajmniej kilku mówiło. No to jestem w dupie. Nie umiem grać takiej roli. Jest mi ona bardzo miła, chcę, lubię, potrzebuję, ale nie potrafię, nie potrafię wymagać.

18 kwietnia 2009   Komentarze (1)
aas  

Palec boży

 

Tytułowy miał z pewnością swój udział w tym zdarzeniu, którego głównym bohaterem jest mój palec, duży u prawej nogi.

 

Ten boży sprawił, że kierowca w zaparkowanym aucie powoli otwierał drzwi. Boży palec zadziałał i udało mi się ominąć kierownicą otwierane powoli drzwi zaparkowanego auta. Palec boży ustrzegł mnie przed wpadnięciem pod koła wyprzedzającego mnie zielonego auta. I ten sam palec boży kazał zatrzymać się białemu autu jadącemu za mną. Palcu bożemu nie dorównał mój palec, który spoczywając na pedale przywalił w powoli otwierane drzwi auta zaparkowanego przy ulicy. Wyrżnęłam na asfalt obijając się wcześniej o zielne wyprzedzające mnie auto. Ten w zielonym pojechał dalej, może od razu do lakiernika, bo podobno miał niezłą rysę na tylnych drzwiach i pewnie wspomnienie świąt w żyłach skoro się nie zatrzymał. Przy lądowaniu palec boży też miał swój udział, bo głowa nie spotkała się z matką ziemią i rower, a w nim nowiutka przerzutka wyszły z tego wszystkiego prawie bez szwanku. Palec boży czuwał też, nad służbowym kompem, który miałam w plecaku.

 

- Nic się pani nie stało? Boli panią głowa? Może pani chodzić?

- Muszę usiąść – i chciałam na krawężniku.

- Nie, nie. Proszę usiąść w samochodzie.

 

I znów czy mnie głowa nie boli, czy się nie kręci. Nie bolała i nie kręciło, ale z lekka na rzyganie mi się miało z wrażenia.

 

- Jedziemy do szpitala.

- Zaraz, chwila, może nic mi nie jest.

 

Krakowskim targiem pojechaliśmy na pogotowie. Dobre auto trafiłam – mazda 626 combi. Gość załadował rower do bagażnika i pojechaliśmy. Rejestratorka zawiadomiła policję, bo taka procedura, ale policaje przyjazd uzależnili od mojej decyzji. Zdecydowałam, że zdecyduję, jak będę wiedziała co mi jest.

 

Kilka godzin czekania. Gość parę razy wychodził na fajkę i „żeby pani była spokojna” dał mi swoje prawko – kategorii A, B i C. Zazdrościłam mu tej fajki i prawka kat. A, ale stopa bolała no i nie wiedziałam kiedy w tej dziwnej ruletce zostanie wylosowane moje nazwisko, bo kolejność wyczytywanych nazwisk nijak się miała do kolejności przyjścia. Zauważyłam, że większość opuszcza pogotowie z gipsowym kozaczkiem na prawej nodze… Potem uświadomiłam sobie, że ile gipsów tyle rozciętych par spodni będzie tego dnia, bo niezależnie od płci wszyscy zagipsowani w nich byli. Przyszła kolej na bucik z wysoką cholewką i dla mnie. Łokieć okazał się tylko mocno obtarty i obity.

 

- Czy ja potem zdejmę spodnie przez ten gips?

Pani oblekała moje dżiny i sucho stwierdziła – Nie.

 

Żadnej szmaty, ścierki, ręcznika, starego fartucha nie miała do pożyczenia, ale ja i tak ściągałam już spodnie, bo kupiłam je dopiero co. Szczęśliwie pod polarem miałem jeszcze rozpinany sweterek i podkoszulek. Podkoszulek został na tułowiu, rękawy od swetra zawiązałam z tyłu okrywając ździebko przód mego niemal gołego ciała, a polar zawiązałam z przodu by bronił dostępu wścibskim spojrzeniom do mojego, znaczy mojej – pupy. W sytuacjach chorobowo-kontuzyjnych poziom wstydu u mnie drastycznie maleje i było mi wszystko jedno jak wyglądam. W takiej „kreacji” i w mokrym i ciepłym kozaczku podszytym miękkim białym futerkiem zostałam posadzona na wózku i wywieziona z gipsowni.

 

Skoro złamanie, to niech już te policaje przyjadą, bo odszkodowanie jakieś się przyda. Czekamy więc. Wpadłam na pomysł, co by Majki przywiózł mi spódniczkę, ale jak już z nim rozmawiałam, to moje wymagania zmalały do choćby ręcznika, czy kocyka dostatecznie dużego, by okręcić moje 90 cm w biodrach. Zanim ustaliliśmy, że może być kocyk w pastelowe różowo-lila paski wypytał co i jak i czy mam czym wrócić. Kiedy dowiedział się, że gość jest cały czas ze mną stwierdził, że zrywam faceta na stłuczkę, ale wyjaśniłam mu, że to rocznik mojego Juniora i choćby to mnie powstrzymuje, a są jeszcze i inne względy.

 

Przywiózł mi kocyk razem z drugim kumplem. Przedstawiłam ich sprawcy, z którym od razu znaleźli wspólny język, gdyż sprawca też motocyklista.

 

Policja nie kazała na siebie długo czekać. Przyjechało dwóch miłych znających swoją robotę. Byli duzi, w czarnych uniformach i kamizelkach odblaskowych. Urządzili sobie biuro w końcu korytarza, na stojącej tam leżance. Wszyscy cierpiący czekający od kilku godzin na swoją kolej nagle przestali narzekać na służbę zdrowie i zwrócili głowy w naszą stronę uważnie się przyglądając i przysłuchując. Było składanie zeznań, spisywanie protokółu i dmuchanie w balonik. Potem kolejka cierpiących uczynnie instruowała kumpla kierującego wózkiem ze mną na nim, którym wyjściem ma wyjechać i że drzwi same się otworzą. Sprawiliśmy, że czas im szybciej zleciał, bo faktycznie cztery godziny czekania na diagnozę i pomoc, to trochę dużo.

 

Nas czekała jeszcze wizja lokalna w miejscu zdarzenia – fotki, pomiary, te sprawy i byliśmy wolni. Sprawca zawiózł mnie do domu, wstawił rower do komórki i – z pomocą sąsiada- wtaszczył mnie na pierwsze piętro.

 

Potem przyszedł Majki, zrobił jakieś żarcie, a ja zaczęłam zliczanie prostych czynności, robionych zwykle bezwiednie, mimochodem, bez wdzięczności za możność ich wykonywania. Wspomagając się ciupagą – pamiątką z Zakopanego, którą przywiózł mi tej zimy Mężczyzna z Warszawy - zliczałam też ilość podskoków od kanapy do kibla i cieszyłam się, że mam tak małe mieszkanko.

Dziś mam już wypaśne kule – Mężczyzna z Warszawy (dobry z niego chłopak) wczoraj przywiózł mmi je niespodzianie, dziś pojechał, by jutro wieczorem wrócić. Mógłby wrócić na dłużej, bo nawet z wypaśnymi kulami nie da się z kuchni do pokoju przynieść filiżanki pełnej kawy bez wychlapania jej na podłogę. Wszelkie kombinacje sprawiają, że gorącej kawy sama sobie nie podam w salonie ;) Bo stygnie po drodze, tak długo trwa transport.

Wyrabiam sobie obręcz barkową, bicepsy i inne z górnych partii oraz lewa nogę. Jak prawa już przestanie boleć, to też mogę ją jakoś przećwiczyć i to z niezłym obciążeniem :)

 

Miło nie łazić do fabryki i inkasować kasę w pełnej wysokości, jako że to wypadek w drodze do pracy, ale tym sposobem kolejne plany spaliły na panewce – nie poćwiczę ciasnych skrętów na sprzęcie, nie usiądę też jako pasażerka na sprzęcie (chciałam napisać: sprzęcie Mężczyzny z Warszawy, ale powstrzymała mnie dwuznaczność ;)), nie pobiegam, nie poćwiczę, nie pójdę na spotkanie autorskie z Piątkiem i wymieniać bym tak mogła jeszcze.

 

Jeden plan mi się udał – mam już prezent urodzinowy dla Mężczyzny z Warszaw! Kupiłam go jeszcze przed Świętami. Ha!

 

PS. Sanguś, ja ten PIT wysłałam netem, a tego wcześniej zrobić nie było można. To rewolucyjne rozwiązanie wprowadzono dopiero co ;)

 

 

16 kwietnia 2009   Komentarze (4)
aas  

XXI wiek

Wysłałam PIT-a w przestworza! Mam nadzieję, że jakiś gołąbek dostarczy go do mojego US...

A Mężczyzna z Warszawy, taki skomputeryzowany, a mnie pyta, czy się nie boję! Że niby nieprzetestowany soft :). No jakoś się nie boję.

09 kwietnia 2009   Komentarze (1)
aas  

Pajączek-nieboraczek wiecznie żywy ;)

 

Chciał mnie dziś znów oplątać niespodzianie. Ha! Nie udało się, trala-la-la :).

Miałam go dziś zawiadomić, że w połowie marca zamknęłam nasz ostatni wspólny rachunek bankowy, ale mnie uprzedził, zadzwonił. Był w banku, bo jest w potrzebie i chciał się zadłużyć – również na mój rachunek, skorom współwłaścicielką była – i się dowiedział, że kicha :). Tak jest! Zacieram ręce z zadowolenia. Byłam szybsza, przewidująca i bardziej przebiegła. I w nosie mam czy potrzebował kasy na obrączki, czy na cokolwiek innego. Bo we wrześniu panna poprowadzi go do urzędu. Ona z tych, co prą do swego.

 

Mnie się wciąż nie udaje. Plany maleńkie, większe i ogromne palą na panewce.

 

Dziś rano we fabryce, w porannej porze sprzyjającej pogaduszkom na rozruch ludzkiej maszynerii chłopcy opowiadali o swoich żonach i partnerkach i o międzyludzkiej strategii. Coś tam wtrąciłam i znów usłyszałam, że niby mądra jestem. I z tą mądrością, nikomu niepotrzebną rosnę sobie jak spóźniony grzybek na przedzimiu, zbędny taki, bo za mały by barszcz wzbogacić, o gulaszu nie wspomnę. Zostawia się go w ściółce na pożywienie dla robaczków albo zabiera, ale jakoś dziwnym trafem gubi się po drodze do domu.

08 kwietnia 2009   Komentarze (1)
aas  
Harley | Blogi