Sprawa butów wróciła na tapetę tydzień temu. Byliśmy u kumpla, który rai mi robotę lepszą niż mam. Rozmawialiśmy o tym czego mogą ode mnie chcieć na rozmowie, kto na niej będzie i po co.
- Ale jak będzie taka pogoda, to ja nie mam butów, bo przecież w glanach nie pójdę – zaskamlałam żałośnie.
I posiałam ziarno, bo następnego dnia Mężczyzna z Warszawy zgadnął – Jak nie masz butów na tę rozmowę, to ja mogę...
- Nie, nie, żartowałam. Dam radę.
Śniegu dziś może nie po pachy, ale na subtelne prunelki zbyt dużo. Wzułam więc buty sprzed dwudziestu chyba lat. Trzymają fason – zamszowe botki za kostkę, dość wysoki gruby kwadratowy obcas (stabilny) i lekko pogrubiona podeszwa, Bata – z zewnątrz całkiem nieźle się prezentują, a o zmurszałej wyściółce w środku nikt wiedzieć nie musi ;). Wzułam je dziś, bo na dziś została przesunięta rozmowa rekrutacyjna, która miała się odbyć dwa tygodnie temu, lecz śniegi wystraszyły panią dyrektor ze stolca.
Kiedy te dwa przeszło dwa tygodnie temu zadzwoniła zawiadomić mnie o zmianie terminu chyba nie zaplusowałam, bo na wieść o trzynastym wypaliłam – Też sobie pani termin wymyśliła!
Natychmiast się zmitygowałam i przeprosiłam, wyjaśniając, że to oczywiście żart. Pani zapewniła o szczęściu niesionym przez tę datę chyba ze trzy razy czym mnie ździebko uspokoiła – znaczy poczucie humoru ma.
No zobaczymy. Co też tym szczęściem dla mnie będzie. Gadali ze mną prawie godzinę i było ich sztuk cztery. No, trzy, bo czwarty, to mój kumpel i pytaniami mnie nie męczył.
Najdociekliwsi byli tacy dwoje – ta dyrektorka i gość też ważny (nie zapamiętałam ani nazwiska, ani funkcji). Pytali, ja odpowiadałam, a wszystko było takie, kurna, mądre, że powtórzyć było mi potem trudno, kiedy zdawałam relację Mężczyźnie z Warszawy :/.
Po mnie przepytywali mojego kontrkandydata. W pół godziny się z nim uporali. Podobno on z tych młodych wilczków, żądnych wiedzy – przynajmniej tak się sprzedawał.
W ciągu dwóch tygodni ma być informacja które z nas dostąpi zaszczytu spotkania oko w oko z jakimś ważnym dyrektorem ze stolaca, ważniejszym niż owa pani dyrektor przepytująca mnie dziś tu na miejscu.
W sumie może ta cała ważna komisja już wie kogo woli – panią z doświadczeniem, czy chłopca z żądzą (wiedzy ;)). Mogli nas sobie obgadać na wszystkie strony w drodze powrotnej w pociągu.
Trzymajta kciuki za długoletnią praktykę, doświadczenie zawodowe, znajomość szerokiego spektrum zagadnień i inne takie mieszczące się na trzech stronach mocno streszczonego życiorysu zawodowego! Bo, że żądze we mnie drzemią przekonywać chyba nie muszę ;)
Aaaa.. i zapytali podobno czy ze mną coś nie tak, bo na pytanie o największy sukces życiowy (niekoniecznie zawodowy) nie powiedziałam, że urodzenie dziecka itp, bo podobno kobiety tak mówią. Kumpel wyznał, żem po rozwodzie, ale mam super syna, muzyka.
Ja tam uważam, że bycie moim super synem jest zasługą głównie mojego super syna, to co się będę podszywała pod nieswoje sukcesy...