• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Harley

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Maj 2014
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Lipiec 2013
  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008

Archiwum 18 lipca 2010


Mój prywayny chlewik

Może niedorzecznie brzmi sformułowanie – rzuciłam alkoholizm, ale to najtrafniejsze określenie. Zrobiłam właśnie to. Rzuciłam alkoholizm i nie jestem ani AA ani abstyntką.

Bilans wygląda następująco:

Od jakichś dziesięciu lat piję niemało, oj niemało... Ale ostatnie cztery z hakiem, to już codziennie.

 

5 tygodni w Hiszpanii i weekendy  kiedy byłam z Mężczyzną z Warszawy, wspólne wyjazdy, może jeszcze jakieś pojedyncze dni – do odliczenia od tych 4 lat z hakiem, kiedy codziennie (ze wspomnianymi wyjątkami) kładłam się spać mniej, a częściej bardziej, narąbana. Butelka wina, potem dwie. Drinki, wódka, piwo, spirytus z sokiem grejpfrutowym. Każdego wieczoru chwiejnym krokiem szłam do łóżka.

Następnego dnia wracałam po swoich wieczornych śladach i odkrywałam, co do kogo napisałam, jakiego majla, jaki komentarz, jaką notką, co powiedziałam do Mężczyzny z Warszawy na gg.. Przypominałam sobie, że jadłam, bo kawałek ogórka znalazłam na podłodze. Piłam dalej. Żeby jakoś znieść te samotne wieczory, samotne noce, samotne zimy. Żeby się znieczulić. Żeby zagłuszyć słowa, których nigdy nie powinnam była usłyszeć, nie chciałam słyszeć, chciałam je zapomnieć.

 

Nie widziałam w tym nic złego, bo rano wstawałam do roboty. 8 godzin bez picia nie stanowiło problemu, nie brakowało mi alkoholu. Ale jak wracałam do domu, najpierw brałam piwo, wino albo drinka, skręcałam fajkę i wychodziłam z kotami do ogrodu. Wracałam do domu już lekuchno zawiana więc mogłam się zmierzyć z tymi pustymi czterema ścianami.

Aż przyszedł wieczór jeden. Narąbana wyszłam po Grześka. Kupiłam na stacji wafelka i fajki. Szam ulicą, paliłam papierosa i gryzłam Grzesia, bardzo starałam się iść prosto. Uświadomiłam sobie, że to niefajne jest. I piłam dalej, bo tak było trochę łatwiej, ale jakiś przebłysk był.

 

16-tego kwietnia piłam jakąś nalewkę. Na pewno była smaczna i mocna, bo innych nigdy nie miałam, ale czy to była kawowa, czy pomarańczowa? Nie pamiętam. Bardzo mocna była. Następnego dnia dostałam majla od Martyni. Zdziwiłam się, bo była to odpowiedź na mój list – nie pamiętałam, że pisałam do niej. Sprawdziłam, co jeszcze i komu. W poggaduszkach z Mężczyzną z Warszawy zdania do końca mają poprawną formę, ale treść im dalej w noc tym bardziej niejasna. Chyba to było nawet dość zabawne dla niego.

Sprawdziłam w poczcie „elementy wysłane”. Był też list do Mężczyzny z Warszawy. Skrawek zdania, zlepek słów. Do dziś nie wiem, co chciałam mu napisać... To moje smutki, boleść i lęki, ale co dokładnie chciałam mu przekazać pozostanie nieodgadnione, bo wywietrzało wraz z alkoholem.

No i wtedy mnie naszło – ta niechęć do picia. W momencie. Wyszła z jakichś głębin mnie, czy można weszła z zewnątrz, nie wiem. Jakiś tajemniczy mentalny esperal.

Nie wyjęłam piwa z lodówki. Miałam też wermut i dżin. Nalałam sobie toniku i wrzuciłam kilka kostek lodu.

I tak już zostało – piję okazjonalnie, znaczy w towarzystwie i nie na umór. W lodówce leżą piwa, bo zostały po poprzednim weekendzie i są bezpieczne, wolę herbatę z cytryną, która dodatkowo jest najlepsza na upały.

 

 

Za to świnie, to już całkiem inna historia. Może w końcu się jej doczekają ;)

 

 

 

18 lipca 2010   Komentarze (6)
aas  
Harley | Blogi