• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Harley

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Maj 2014
  • Wrzesień 2013
  • Sierpień 2013
  • Lipiec 2013
  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008

Archiwum 02 lipca 2009


Zakłócenia we wspomnieniach.

 

Wracam dziś z fabryki (bynajmniej nie tanga, Maryniu ;)), a przed domem sąsiad robi włosy jakiejś pannie. Na ganku siedzi laska sąsiada. Jest jeszcze gość, co przyszedł z panną od dredów, legwan i kot.

Część, cześć i idę dalej, a sąsiad do mnie tymi słowy:

 

- Zaczekaj, zaczekaj! Daj mi klucze, bo chcę wziąć grilla. (chciał klucz od komórki, bo tam jest grill, który kiedyś przywiózł Majki i se grilowaliśmy kiełbasy).

 

- Słucham!? Nie dam ci kluczy!

 

- A przepraszam, pożycz.

 

Wszystko żartem, niby. Powiedziałam, że kluczy nie pożyczę, mogę co najwyżej mu grilla pożyczyć. Otworzyłam komórkę, wziął grilla - Krzesła też biorę - i łapie moje dwa ogrodowe.

 

- O krzesłach nie było mowy!

 

Postawił je, bo zwątpił czy aby na pewno żartuję. Moje "No weź, weź" tak go zachęciło, że drapnął jeszcze worek z węglem, bo "to już resztka, to wykończę". Zawrzałam,  spojrzałam groźnie, ale pozwoliłam!

Poszłam na górę. Koty oczywiście wyjść nie chciały, bo za duży harmider na dole. Odpaliłam gg i poskarżyłam się Mężczyźnie z Warszawy, który poprzedniego dnia mówił, że fajny mam ten ganek.

 

"nie taki fajny ten mój ganek, bo właśnie jest okupowany i nie mogę z niego skorzystać"

 

Okna sąsiad rozwarł na setkę, by muzyczka im łatwiej w uszy się wdzierała. Wdzierała się również i w moje - TECHNO!! Wbijała mi się coraz głębiej w głowę. Po godzinie, wzorem Azora, schowałam się w łazience, to jego sposób na burzę, której się boi. Mnie to niewiele pomogło, ale wylazłam dopiero, jak przycichło - skończyła im się jakaś porcja tego łupania i nikomu widać nie chciało się iść do mieszkania zapodać następną.

 

Usiadłam przy biurku, włączyłam radio i prawie równocześnie z jakimś nieznośnym utworem z "open er festiwal" walnęło i z dołu, bo komuś się jednak zachciało. Znów to samo, tylko głośniej. Znów łazienka, pomogła jeszcze mniej, bo łomot utorował sobie szeroką aleję do wnętrza moich uszu i całej głowy wcześniejszą uporczywością. Wyszłam i zamknęłam okno. Sąsiad chyba to zauważył, bo za chwilę zadzwonił domofon - Harley, już możesz otworzyć okno, zaraz przyciszam, to ostatni kawałek. Podziękowałam.

 

Po kilku minutach ucichło wszystko, rozmowy też. Jakby wszystkich wymiotło. Odczekałam jeszcze trochę i zaryzykowałam wyjście na ten ganek, co to niby można mi go zazdrościć.

Koty nieśmiało za mną.

 

Klientki z fatygantem nie było, laska sąsiada też się ulotniła, a sąsiad zwierzęta zabrał do domu i sam też tam był, bo okna nadal otwarte. Usiadłam na jednym z MOICH krzeseł i pociągając pifko spaliłam fajorka.

 

Grilla dziś już nie będzie, bo jak tak siedziałam, to usłyszałam, że sąsiad tłucze garami w kuchni, a po chwili poczułam mdlący zapach - mieszanina curry ze smrodem kadzidełek i czymś, co przypomina woń, a raczej odór ogrodu zoologicznego. Znaczy robił sobie żarcie. (ten odór nie z patelni tylko z mieszkania, bo zwierząt dziwnej maści sporo, a do czyścioszków sąsiad nie należy, tylko włosy sobie godzinę żeluje przed wyjściem i podobno używa fluidu do twarzy „bo ładniej wygląda”).

 

Potem nawet zamieniliśmy kilka zdań o Sikaczu (jednym z dwóch jego kotów) i jak się schował (znaczy zabrał łeb z okna) poszłam se do siebie na górę.

 

Zaraz zejdę zapytać Azora czy wraca na noc do domu i schowam do komórki krzesła i grill.

Może udało mi się temu z dołu obrzydzić kiełbaski przyprawione dymkiem z węgla drzewnego...? Oj, oby! ;)

Jakiś lepki gość, ale dobrze. Jak mawiają - nic nie jest bez przyczyny, czy może raczej bez potrzeby. W każdym razie Bozia wie co robi, jak mi takiego typa stawia na drodze, znaczy w jakimś celu. I ja ten cel odkryłam! Re-we-la-cyj-na jest to szkoła asertywności!

Tylko, kurna, nauka w niej jest ciężka, jak szlak, gorsza niż całki albo historia starożytna, czy nawet chemia... Uch.

 

Chyba dziwaczeję :/

02 lipca 2009   Komentarze (1)
aas  
Harley | Blogi