Co się komu podoba
Podobno wniosek jest już podpisany przez wszystkich świętych i czeka tylko na klepnięcie jakiegoś prezesa o obco brzmiącym nazwisku. Trzeba będzie zaryzykować w poniedziałek i mając zapewnienie tylko „na gębę” położyć papier kierownikowi. Prosiła mnie o to, ta co ma być moją szefową. Wczoraj mówiła do mniej zdrabniając moje imię.
A nasz pierwszy kontakt był dość specyficzny, a było tak:
Dałam Bazylowi cv i czekam. Czekam, czekam, czekam. Aż któregoś dnia dzwoni mi telefon. Numer nieznany. Ja akurat w stadium „nie cierpię telefonów, dajcie mi wszyscy święty spokój!”, więc odebrałam i z wściekłością w głosie warknęłam „halo!”. A tu jakaś baba mnie pyta czy ja to ja, czym mnie jeszcze bardziej wnerwiła!
Jakoś obcesowo odpowiedziałam w rodzaju „o co chodzi?!” i wówczas gościówa się przedstawiła… Chyba zbladłam! Ale starałam się zachować zimną krew i już z uśmiechem przeprosiłam za nieprzyjemny ton, ale mam dużo niechcianych telefonów, które mnie męczą i stąd moje zniecierpliwienie. Babka wydała się spokojna, że niby nic się nie stało…
Wczoraj mi Bazyl napisał:
„w ogóle mówiła, że jej się spodobałaś jak pierwszy raz zadzwoniła, a ty odebrałaś z głosem jakby „czego?”. Przedstawiła się i ty wtedy zmieniłaś ton i zaczęłaś tłumaczyć, że w kółko dzwonią i marudzą. Spodobało jej się chyba, że będziesz asertywna…”
Ciekawe czy byłaby równie zachwycona wiedząc, że dziś w nocy zakończyłam obsługę awarii o 2:30, położyłam się spać i kiedy o 5:30 zadzwonili z centrum nadzoru z informacją o alarmie na jednym z serwerów powiedziałam „dziękuję”, odwróciłam się na drugi bok i smacznie spałam dalej do samego rana. Chyba też by jej się spodobała tak perfekcyjna asertywność…