Estonia ładna jest i czysta
Wakacje zaczęły się Tyskim w Chorzowie. Znaczy festiwalem Ryśka Riedla. Muzycznie do bani, namiotowo też. Namiot zawijamy w sreberko i odkładamy w strefę przemilczenia, o muzyce słów subiektywnych kilka.
T Love się obroniło, Cree w kiepskiej formie, Dźem w jeszcze gorszej – stare hity bezbarwnie brzmiały, a nowy repertuar jakiś nijaki. Pozostali wykonawcy niezauważeni z jednym wyjątkiem. Wielkim zaskoczeniem dla mnie był ten koncert. Nigdy nie przepadałam za tym zespołem, a wokalistka ... znawcy mówili, że zdolna... Cztery lata temu na Tyskim skręcało mnie, na widok dziwacznej postaci z paskudną grzyweczką, która przewracając oczami wychrapywała teksty piosenek, a jak mówiła do publiki, to pieściła się jak przedszkolak. Fuj! Nowe piosenki Hey puszczane w Trójce też mi się nie podobały, za dużo elektroniki czy co...? A na żywo... Rewelacja! Dla nich warto było tam pojechać mimo, że byli jedynym jasnym punktem na jednej wielkiej czarnej plamie złego nastroju kobiety po przejściach, której Mężczyzna z Warszawy zafundował powrót złych wspomnień i przeczucie zbliżającego się odrzucenia na zawsze.
Do odrzucenia na zawsze nie doszło, ale takie na trochę było i Estonię też z lekka przyćmiło. Ale miałam zawinąć w sreberko, jak to starałam się i wtedy zawijać ze skutkiem początkowo opłakanym, z czasem coraz lepszym. Uśmiechałam się a sreberkowe zawiniątko chowałam głęboko, na samym dnie, co by nie błysnęło złowrogo, niepotrzebnie.
Estończyków jest mało, jeżdżą dobrymi samochodami, mieszkają zwykle w drewnianych domach, mają starannie wystrzyżone trawniki i mówią, że nie mówią po rosyjsku.