Chwilka
Nie było zbyt długich przygotowań. Późno było - przed drugą w nocy – a my oboje zmęczeni długim dniem i całym tygodniem.
Przyszłam do niego z łazienki w cienkiej bluzeczce i ręczniku owiniętym wokół bioder. Nie zasnął czekając, co wymagało od niego chyba sporego wysiłku, bo prysznic, zęby, jeszcze oliwka na ciało – to wszystko nie trwa sekund pięć.
Teraz patrzy jak smaruję twarz kremem i uśmiecha się. To znaczy wtedy, wczoraj, a raczej dziś w nocy.
Usiadłam przy nim, uniósł się i objął mnie prawą ręką, lewą sięgając do guzika przy bluzce. Całował, głaskał, przytulał, smyrał nosem, brodą, pocierał policzkiem po mojej coraz bardziej odsłanianej gołej skórze. Ręcznik też mi zdjął.
Obejmując mnie cały czas, przytulony, łagodnie i powoli położył się na plecach. Czyli to ja miałam być jakby to powiedzieć...? No moje miało być na wierzchu :).
Na wierzchu nie było niczyje albo obojga - niby niemożliwe? A jednak, bo w tych chwilach z Mężczyzną z Warszawy takie rzeczy są właśnie możliwe.
Potem była chwilka na to fantastyczne uspokojenie, rozluźnienie, westchnienie. Na pocałunki inne niż przed tą chwilką, czułe.
- Oj, jeszcze mam dreszcze – powiedziałam, gdy przebiegł mnie całą kolejny na wspomnienie i świadomość, że jest wciąż i tam i tu dotyka.
Znów chwilka minęła, tam go już nie było, tu nadal dotykał, całował coraz mniej inaczej niż przed chwilką. Położył mnie na plecach. Teraz jego miało być na wierzchu ;).
Aaa, nie.. nie, nie. Obrócił mnie, jak Fred Astaire Ginger Rogers w jakimś przytulanym tańcu. I już całował moją szyję z tyłu tuż przy włosach. Co robił jeszcze i jak? Co? „To”. Jak? Pięknie, mocno, delikatnie i śmiało. Był władcą - taką wybrał dla nas choreografię. Władcą zdecydowanym i łaskawym (znów te dwa bieguny). Zabrał, co mu się należy i obsypał przywilejami.
Zasnęliśmy.
Ach, te chwilki... Długi był dzisiejszy ranek z chwilką oldskulową, lenistwem we dwoje, blisko tak. I już, już mieliśmy wstawać, bo południe minęło, to poprosiłam – Pocałuj mnie jeszcze.
Pocałował. Całował, całował, całował i chwilka nadeszła znów. Zapletliśmy się w niej jakoś tak stosownie. I znów to zrobił! Odebrał mi zmysły, przywołał dreszcze, zabrał do siebie. I zapomniałam nawet o dziwnym bólu w dłoni, o wszystkim czego nie warto pamiętać.
Lubię patrzeć na jego twarz. Po chwilce była spokojna i poważna. Patrzę sobie na nią i nie zawsze wiem co się za nią kryje.
- No i co Ty zrobiłaś?
- Nie chce Ci się teraz wstać.
- No, nie. Ale zaraz mi się zachce. Jeszcze chwilkę.
Po śniadaniu, bo tym było mimo, że w porze głęboko obiadowej poszedł na podwórko dłubać przy sprzęcie. Poważne naprawy – łańcuszek rozrządu do wymiany, regulacja gaźników i może coś jeszcze...
Biorę się za obiad. Czy ktoś sugeruje, że zbliża się pora kolacji? I co z tego? :) Niby była pora na migawki z Ukrainy, a wkradły się chwilki. Nie trzeba kurczowo trzymać się zdrowego rozsądku.