Sraty-dylematy
Jutro mam iść z koleżanką do wróżki. Tarota ta wróżka sprzedaje za 40 zeta. Z tarotem problem jest zasadniczy – zapytać konkretnie trza, a ja nie wiem – pytać o dom, co go chcę zbudować, o źródło finansowania własnego, co je chcę zmienić, o miłość? Bo o zdrowie nie będę, nic ciekawego mi nie powie, wiem że mam końskie.
Teraz dręczy mnie prostsze pytanie – poćwiczyć, czy nie poćwiczyć? Święta mnie obciążyły, więc by należało, ale to obciążenie ciężką mnie zrobiło i ciężko się zdecydować na ekstremalną ruchliwość. Poczekam aż wywietrzeje mi grzaniec z głowy. Jeśli po wywietrzeniu zostanie czasu na poćwiczenie przed porą na spoczynek, to może... Choć to też nic pewnego. Bo jak poćwiczę, to mi ochota na spanie odchodzi, a jutro znów na siódmą do fabryki jako i dziś powinnam była, a dziś ta siódma była u mnie o 8:10. Nie jestem pracownikiem, na którym można polegać. Poranne – wstać, czy nie wstawać – samo się wyjaśniło i nie wstałam jak należy. Się nie zdziwiłam, skoro o czwartej nad ranem jeszcze szczygiełkiem byłam i sen krążył gdzieś daleko ode mnie. Całe szczęście, że są tacy, co bez konieczności przyłażą na siódmą i jeden taki mógł zrobić za mnie te dyżurne czynności.
Pocieszeniem może być krótkość tego tygodnia, bo kończy się on w środę, a z nim mój poranny dyżur. W czwartek mamy drugi dzień świat Bożego Narodzenia, który był w sobotę. Jakieś to wszystko zaplątane, może wróżka mi rozjaśni spojrzenie. Czyli iść do niej, ale o co pytać?
errata - wróżka jest zamówiona na środę. A już miałam mieć jutro drogę-szlak-azymut wytyczony. Kicha, jutro jeszcze podróż bez mapy czeka mnie pełna niespodzianek.