Żabką! Odkrytą!
W radiu coś tam mądrze dyskutowali o tradycjach, o nowych obyczajach, o świętach nadchodzących. Mówili o społeczeństwie singli, z konieczności i z wyboru.
Będąc singlem, nie będąc, jestem, czuję się. Kiepsko.
Choinki nie mam – program oszczędnościowy włączyłam i staram się go trzymać. Może jutro jednak na jaką jemiołę chociaż się skuszę, jeśli się gdzieś napatoczy po drodze z fabryki. Pod czymś ucałować się będzie trzeba po świętach. Z Mężczyzną z Warszawy.
Porządków nie robiłam, ciastem nie pachnie. Jako tej cioteczce Jilly (ciekawe kto pamięta co ona za jedna była... ;)), mającej dwie lewe ręce do kuchni, dostają mi się śledzie do zrobienia – każdy głupi to potrafi, ja też. Zrobiłam. Zapakowałam prezenty (kupując je przymykałam oczy na program oszczędnościowy, ale tylko przymykałam). Juro po robocie, jak przystało na cioteczkę Jilly, wystroję się oszczędnie jednocześnie biżutów nie szczędząc, bo kiedyś trzeba je wypuścić z szuflady.
Będzie miło, choć jeszcze wczoraj kwas w rodzinie był wielki, bo Junior z moją nabytą córką chcą obdzielić sobą w ten dzień oboje rodziców Juniora. Dziadostwo (dziadkowie w sensie) jakoś tego nie przewidzieli i się obrazili. Dziś już byli słodcy i pełni zrozumienia, oby im tego zrozumienia wystarczyło na całe święta. Być może Junior jednak odda się cały naszej Wigilii, ale to nic pewnego i ja go od bytności w ten wieczór, choć w części, u ojca odwodzić nie będę zbyt mocno. Coś tam zaproponowałam, ale jak zrobią nie wiem i im tę decyzję zostawiam. Nie zazdroszczę im.
Dobrze byłoby w ten wieczór nie śpieszyć się z powrotem do miasta (bo Wigilia w nowym domu siostry, która zaanektowała wszystkie wspólne letnie pomieszczenia i postawiła na nich wyłącznie swój całoroczny). Dobrze byłoby niespiesznie śpiewać kolędy przy akompaniamencie dwojga skrzypiec, fletu i waltorni.
Bóg szykuje się i tutaj - nieśmiało - do narodzin, pośród zalewu obcojęzycznych słów, których nie rozumiem i które ze świętami nie mają – sądzę – nic wspólnego. Nie mają pewnie też nic wspólnego z netowymi wynurzeniami z głębin duszy i wątroby, ale są, zalewają. Uczmy się pływać!