Hej! lala! bucik ci się...
Uroczystość Juniora była raptem miesiąc temu, a wydaje się tak dawno, że pisanie o zapierdolu jaki miałam podległo przedawnieniu. Ten dzień był dla mnie premierą i ostatnim przedstawieniem zarazem, bo jednego go mam i już popełnionych błędów organizacyjnych nie będę miała okazji poprawić. Ot, doświadczenie, z którego nauki na nic się zdają. Ale udało się i młodzi wciąż szczęście mają w oczach.
Tak se teraz siedzę i kręcę na fotelu zwracając twarz swą i ciało to do jednego kompa to do drugiego. Tu coś przeczytam, napiszę, z pająkiem-pasjansem powalczę, a tam – popatrzę, coś położę, coś podniosę i znów popatrzę, że nie przyniosło to żadnego efektu. Frustracja. Towarzyszy mi ona od tygodnia, bo bezradność frustruje. Ludzie by chcieli żeby działało, a nie działa i chwilowo nikt nie wie dlaczego. Zacznie działać jakoś po 23-ciej, jak ludzie pójdą spać. Srał to pies, chociaż szkoda by było gdyby z tej przyczyny poleciał mój kierownik, bo równy gość jest.
Frustracja
polubiła mnie ostatnimi czasy, bo do niczego jestem, w każdej dziedzinie. I
żadne zapewnienia, zaprzeczenia nie przekonują mnie, że jest inaczej. Słowa,
słowa, słowa. Jedne zapadną w głowę jak w gorącą lawę i zastygną w niej na
wieki inne upadną na miękką trawę i śladu nie zostawią. Bo te pierwsze są „indywidualne”,
subiektywne, osobiste. Na tej trawie lądują tak zwane obiektywne. Chuj z
obiektywizmem, subiektywnych sądów mi trzeba, dobrych nieobiektywnych słów. Takich od serca.
Dość na temat…
Miałam pierwszą jazdę na motórze. Wątpię czy coś z tego będzie. Chyba za późno. Na wszystko czego pragnę jest za późno.
Skończę, bo nastrój mam kijowy. Może za kilka dni to, o czym chciałabym teraz napisać zobaczę w krzywym zwierciadle dającym śmieszne odbicie smutnej rzeczywistości.
Dodaj komentarz