To chyba dobry pomysł...?
Sprawy komorniczej ciąg dalszy. Były kumpel, bo obecnym już nie jest, nie chce płacić. Ja wyboru płacić, nie płacić nie mam, komornik nie zadaje pytań. Pięści mam słabe, to ryja mu nie obiję i nie o komornika mi idzie. Trza inną bronią powalczyć. Wojna ta kasy mi nie zwróci, mogę liczyć jedynie na względną satysfakcję. Jeśli ta szmata mi faktycznie nie pokryje kosztów – kosztów finansowych, bo moralnych żadne pieniądze nie zwrócą - zrobię użytek z internetu. Niech mi się w końcu przyda do czegoś ten posrany fejsbuk. Poczekam na wenę i opiszę krótko, lekuchno, z humorem acz dosadnie całą tę historię. Z podaniem imienia i nazwiska gada, ważąc słowa, by nie doprowadziły mnie przed wysoki sąd orzekający w spawie o naruszenie dóbr osobistych, jednocześnie ogłoszą światu z jaką to szują przyszło mi kiedyś pracować, obcować, przyjaźnić się i jakiemu niewdzięcznikowi zrobiłam przysługę.
Tak, taki mam plan.
Dodaj komentarz