Randka w ciemno
W pokoju na podłodze leży mi czarny zeppelin! A kupowałam worek treningowy!
Tak się kończą niekiedy zakupy na allegro, jak nie zobaczę w naturze, nie dotknę, to może być siurpryza. Dawno nie miałam kontaktu z tym sprzętem, a do GoSportu jakoś nie było mi po drodze, co by oblukać rozmiary, wagę itp. Obserwowałam aukcję worka o wymiarach 130 na 45, ale jak zdecydowałam się kupić to pojawił się o 20 cm dłuższy i tylko 14 zeta droższy. No, to jak nie wziąć czegoś większego i cięższego o 5 kg za tak niewiele większą kasę? Wzięłam. I teraz mam tego zeppelina i główkuję jak przemeblować pokój, bo na drewnianym słupie – jak planowałam - go nie powieszę, a betonowe ściany zastawione meblami… Ale fajny jest, miły w dotyku ;)
Kolejny dzień pokręciliśmy się po wybrzeżu, głównie bitymi drogami wśród pół i łąk, a noc Mężczyzna z Warszawy zafundował mi tuż przy morzu na „plaży”, która zamiast piasku miała niezliczone ilości muszli. Zapadałam się w nie po kostki schodząc z przynajmniej półtorametrowego nasypu – cmentarzyska małż – do wody. W pobliskiej Mamai plaża jest już piaszczysta – taką pamiętam z dzieciństwa, ale nie zweryfikowałam wspomnień, bo Mamaję, gdzie hotel na hotelu minęliśmy bez zatrzymywania.
Powrotny przelot autostradą nie był już drogą przez piekło, bo upał zelżał. Wróciliśmy w Karpaty. Znów, patrząc na nie z dala miałam ochotę wtulić się w tę puchatą zielona poduszkę. Wraz ze zmniejszającym się dystansem zaczynałam dostrzegać jak złudne to wrażenie przytulności – wysokie, skaliste, strome nie zachęcały do wspinania się na nie o przytulaniu nie wspomnę. Droga i pejzaże tak urokliwe, że żaden szanujący się malarz artysta nie ośmieliłby się przenieść tego na płótno, bo oskarżyli by go o kicz, ale dla oczu kojący widok. Mogłam się nim cieszyć głównie na postojach, w czasie jazdy nie bardzo mogłam patrzeć w dół ani w górę, kręciło mi się w głowie od wysokości.
Zaopatrzeni w napitki i jakieś żarcie rozbiliśmy się na dużej łące, która z pewnością była pastwiskiem i zastanawialiśmy się jakie zwierzęta obudzą nas rano. Obudził dźwięk dzwonków zawieszonych na szyjach zwierząt nie wiedzieć jakich, bo poszły dalej. Ta łąka była naszym pokojem z łazienką – maleńkim czystym strumykiem. Czy to w tym pokoju rzuciłam mu podkoszulek na twarz, by nie obserwował mnie, bo choć ciemno na pewno zarumieniłam się patrząc, głaszcząc, poznając. Solidny, jak te góry i strzelisty, jak rosnące na nich sosny, doskonały w kształcie, dotyku, smaku i w działaniu…
… cdn…
Dodaj komentarz