Korepetycje z matematyki
Można mi zazdrościć. Czas jak rzeka płynie i nie przynosi znudzenia, ani przyzwyczajenia. Nil normalnie mnie zalewa regularnie i użyźnia podłoże, na którym miłość ma rozkwita z dnia na dzień, z miesiąca na rok wciąż piękniej. Niebawem szósty rok pęknie, a ja kochając zakochuję się wciąż na nowo.
Dość długo trzymałam język za zębami, to pozwolę sobie teraz i pojadę w sposób następujący – pewnego dnia spóźnię się jeszcze bardziej do fabryki, bo wstąpię do katedry, którą co dzień mijam i odmówię dziękczynną zdrowaśkę za to, że było mi dane spotkać Mężczyznę z Warszawy :).
Już się szykowałam na weekend w minorze, bo piątek wieczorem rozkoszował się już w najlepsze, a Mężczyzna z Warszawy wciąż mi walił swoim żółtym słonkiem komunikatora po oczach. Nie przyjedzie – mamrotałam pod nosem zbolałym głosem, ale na wszelki nie pozwoliłam kumplowi zostawić sprzęta w komórce i z nadzieją trzymałam wolne miejsce na czerwone suzuki. I w sobotę po południu zaczerwieniło się w komórce. Zaczęło się wesołym przekomarzaniem – oddam, nie oddam (telefon zostawił ostatnio), przeszło w poważniejszą rozmowę, która wykończyła go chyba emocjonalnie. Zobaczyłam na jego twarzy minę, której się boję. Nie wyjawił swoich myśli, lecz nie były chyba tak złe dla mnie albo poszły sobie precz, bo skończyło się ciepło i piec nie miał tu swojego udziału, rozpaliliśmy w nim dopiero w niedzielę późnym popołudniem i to głównie dla kotów, bo wychodziliśmy do kine. W sobotę centralne było z interfejsu białkowego. Najdoskonalszy kaloryfer grzał mi plecy żeberkami, otulał piersi i biodra wężownicą z ramion i dłoni, a wymiennik ciepła czerpał kilodżule z najwłaściwszego miejsca.
W niedzielę w radiu pitoli o fali zimna, w którą trudno było mi uwierzyć, bo jakże to? Budynek zawilgocony, w piecu nadal żaru ani śladu, my nadzy, kołdra w niełasce, a ja niczym w pełnym słońcu równikowym pokonuję niezmierzoną sawannę. Zbliża się szósta rocznica poznania, a wciąż zadaję sobie to pytanie – jak to możliwe? Czas przestać o to pytać – widać niemożliwe jest możliwe, wyniku dodawania jeden plus jeden można poszukiwać z pasją nieskończoną ilość razy i jedna jedynka od drugiej może za każdym razem odbierać świadectwo z czerwonym paskiem za każdą wyliczoną dwójkę. Wyliczaliśmy i wyliczaliśmy… Nie będę liczyła ile razy, bo nie w ilości tu sedno. Gdzie ono jest? Mężczyzna z Warszawy wie i dociera do niego niezawodnie. I uśmiecha się przy tym czasem tak słodko, a niekiedy zamyka oczy i pewnie wyprowadza w myślach wzór na twierdzenie Pitagorasa, by nie dopaść owej dwójki – wyniku prostego dodawania – zbyt szybko. Potem przestawia jedynki, zamienia miejscami, a znak plusa wciąż po środku i wiadomo, że wynik nie ulegnie zmianie. Tak, matematyka to królowa nauk, a Mężczyzna z Warszawy jest królem wśród matematyków. Proste dodawanie, wydawało by się, a ja mam dreszcze jakbym całki znak kreśliła kredą na tablicy. Muśnięcie językiem, którego moje usta są świadome, że jest między jego wargami, jest czymś więcej niż znak drugiej pochodnej. Pochodnej jakiej funkcji? Czy któryś z noblistów nauk ścisłych potrafiłby narysować jak wykres? I co umieściłby na osiach układu, Ile by musiało ich być? Przekombinowałam. Są tylko dwie osie, przecięte w słusznym punkcie. Funkcja f(x)=x, moje kochanie i czas, jej wykres pnie się w nieskończoność za sprawą Y ;).
W sobotę będą moje urodziny. Dostanę od Mężczyzny z Warszawy prezent na literę ha. Nie będzie to Harley, bo mnie pochwalił, że wpłaciłam kasę na kredyt, a nie kombinuję czy by tu motóra nie zmienić na inny ;). Hulajnoga ani hamak to też nie jest i nic higienicznego. Nie umiałam na poczekaniu wymyślić nic więcej przez słabość w ortografii, a teraz już przepadło, bo odmówił odpowiedzi na więcej pytań. Muszę czekać do weekendu. Może to jest hula-hop…?
(Czytam teraz, poprawiam, redaguję teksty napisane tak ciężkim językiem, z błędami i niezręcznościami stylistycznymi, że musiałam tutaj ulżyć sobie metaforą, bo Mężczyzna z Warszawy pogroził bym w tamtych opisach powstrzymała się od nich ;) A metafora sama jakoś przyszła, wystarczyło przymknąć na chwilę oczy).
Dodaj komentarz