Hustler
Świat się zmienia. I spłaszcza – takie mi przyszło słowo do głowy na wspomnienie Domestosa, którego kupiłam w sklepiku w skąpanej w błocie ukraińskiej wiosce.
Wlewałam go potem po każdym spłukaniu muszli sedesowej, a on mozolnie przemieniał czarną dziurę złowrogo patrzącą na mnie z głębin sedesu w łagodniej spoglądające oko.
Nie mogę narzekać, dość czysto było w tym pokoju z łazienką. Kibel, jak na ukraińskie standardy też był zaskakująco czysty i biały, ale tam, gdzie zaczyna się woda w syfonie, tam zaczynała się głęboka czerń. Kiedy wyjeżdżaliśmy było tam już tylko szarawo.
Dwa dni padało i było zimno. Chmury gęsto zasnuły niebo, nie dając nadziei na przetarcie. Marzył mi się Domestos na obłoki. W dzień łaziłam do Wierchowiny albo do Kryworywni, bo przecież z powodu deszczu nie będę siedziała w domu. Poza tym miałam sprawę do załatwienia – ja ubranie od deszczu miałam...
W sklepie prawie spożywczym („prawie” było poutykane na wystawie – latarki, obcęgi i coś jeszcze) pokazałam leżący na ladzie chłodniczej jednorazowy płaszcz przeciwdeszczowy i powiedziałam, że potrzebuję takie coś, ale duuże (rozłożyłam szeroko ręce), bo motor trzeba przykryć. Kibitka powtórzyła po ukraińsku to, co jej powiedziałam po polsku, młodemu mężczyźnie, który zniknął na zapleczu.
No. I kupiłam normalną regularną plandekę do przykrycia motóra, która kosztowała około dziesięciu zeta! Fajny kraj.
W pokoju był też telewizor i lodówka, ale włączone mogło być tylko jedno urządzenie, gdyż albowiem gniazdka były nie tam, gdzie dawały radę dosięgnąć kable, a przedłużacz był jeden. Telewizor potrzebował dwóch gniazdek, bo to był telewizor satelitarny – znaczy za oknem była micha antenowa, no i do tego jest urządzenie, które też trzeba zasilić. Zrezygnowałam z lodówki, zwłaszcza, że temperatura w pokoju spadała poniżej 15-tu.
Z telewizora marny miałam jednak pożytek. Czułam się jak niegramotny w obcych językach polonus na obczyźnie i oglądałam TV Polonia, ale program przerywany był często napisem „no signal”. W poszukiwaniu czegoś zrozumiałego, choćby TV Meteo, natrafiłam na Hustler TV. Tu nigdy nie było „no signal” i nieprzerwanie gadali językiem uniwersalnym, jednakże ubogie słownictwo ograniczające się do jęków – mm, ach, och oraz yes, yes fuck – jakoś mnie nie wciągało. Akcję można by przewrotnie nazwać wartką, gdyż posuwała (sic!) się szybko, ale po każdym „w przód” cofała się i przez to w konsekwencji stała (sic!) w miejscu. Nie udało mi się wytrwać do rozwiązania intrygi, bo jakoś instynktownie przeczuwałam zakończenie.
A TV Kultura, to ciężki kaliber, też najczęściej trudno dotrwać do końca, takie jakieś ambitne te filmy tam dają.
Dodaj komentarz