Cztery
Zanim nastąpi Trzy, a mam nadzieję w końcu to Trzy napisać, niech się spełni Czwórka, bo dziś, proszę państwa, plan był minimalny – pojechać na myjkę dwa kroki od garażu. Kolega Majki ze mną się wybrał zmyć pieczarki z Bzyczka.
Umyliśmy.
Trzeba mi było jeszcze zakupy zrobić, bo lodówka pusta.
- Nooo, blisko do Reala... Dasz radę..
Opierałam się krótko. Pojechaliśmy.
- Jeszcze coś na szybki obiad, bo nie jadłam nic od rana – powiedziałam tuż przed kasą. Zajrzałam do koszyka – W sumie jest kurczak... Można z curry zrobić...
- Zapraszasz mnie na obiad? – zapytał Majki.
- No.
- Jeszcze muszę do Kaznzasu, ale dobra, to po obiedzie... Chociaż... Fajnie byłoby piwko do obiadu... Śmigniemy do Kanzasu razem, dasz radę.
I znów mnie przekonał! Śmignęliśmy. I wróciliśmy. Tam razem nie zrobiłam nic głupiego. Jechałam ostrożnie, ale bez paniki i bez lęku.
Jestem z siebie dumna!
ps. cześć harley
bo tak sobie myślę, że to musi być rajcujący widok, hehe. powaga no!
no chyba, że mi odpiszesz, że to rajtuzy jakieś...
bo jeśli ja bym wyjechała na drogę, to utwierdziłabym wszystkich w przekonaniu, ze jednak baba za kółkiem...
Dodaj komentarz