Baju baju
Eee, jaki tam cdn. Nie chce mi się inaczej niż telegraficznie: powrót, to zamek obejrzany z zewnątrz, bo już zamknięty, nocleg nad znacznie gorszą łazienką – rozjeżdżona zbita glina na brzegu strumienia, ale zawsze to łazienka, przelot autostradą przez Węgry, nocleg na Słowacji i droga do domu w ulewnym deszczu.
… koniec …
Mamy też za sobą krótszy wypad – festiwal w Chorzowie i po nim cztery dni – w dwa motocykle i cztery osoby – Czechy i Słowacja. W środę dowiózł mnie do domu i pojechał na południowy wschód robić kiełbasę na wesele brata (której nie robił, bo była już zrobiona) i być w pogotowiu, bo „może będzie potrzebny”. Jak na mój gust mocne wrażenie wywarła na nim cała ta sytuacja, ot co.
Drastyczny spadek formy zaliczam obecnie. Powód jest nie jeden. Przyczynia się też do tego mój były mąż (nie dodam – skądinąd miły człowiek). Mnie to on może już tylko skoczyć na pukiel, ale strasznie mi żal Juniora.
Papierosy mi nie smakują, wieczory umykają z pamięci, zalane znieczulaniem. Chciałoby się zasnąć na dłużej i obudzić w jakimś lepszym czymś. Taaa… takie rzeczy to tylko w bajce o śpiącej królewnie :/
Dodaj komentarz