Aromaty miasta
Zapachniało Cacharelem w mieście. Najechało się barczystego męstwa i opary perfum uniosły się nad dwujezdniówką, bo przed walką wszechczasów męstwo owo podążało piechotą do dzielnicy barów i restauracji w celu rozgrzania się przed emocjami późnego wieczoru dobrym żarciem i „jakimś miłym towarzystwem". Męstwo wypięknione, bo to przecież święto barczystych. Wszyscy w butach na skórzanych podeszwach i w czarnych spodniach garniturowych, marynarki też pewnie mieli pod czarnymi skórzanymi kurtkami. Głowy starannie ostrzyżone na dwa milimetry, twarze ogolone, a serca pełne dobroci – „niech się pani nie boi” – usłyszałam, gdy wyprzedziłam pięciu idących falangą i na chwilę zrównałam się z dwoma. Idąc między nimi popatrzyłam w górę na tego po prawej i tego po mojej lewej. Wcale się nie bałam ;).
Mam nadzieję, że wywieźli lepsze wrażenia z kolacji przed niż z walki, bo przyjechali dla przegranego.
Dodaj komentarz